#15 grzech — 17.09.2025
Byłaś ścianą,
którą mogłem dotknąć bez lęku.
Byłaś podłogą,
na której leżałem pijany z miłości.
Byłaś sufitem,
który nie spadał,
nawet gdy krzyczałem.
Twoje ciało —
architektura czułości.
Twoje dłonie —
klucze do pokoju,
w którym mogłem być sobą
bez wstydu.
Ale potem zamknęłaś drzwi.
Nie trzaskiem.
Nie krzykiem.
Ciszą.
Jakbyś chciała,
żebym nie zauważył,
że już mnie nie ma.
Teraz chodzę po mieście
z twoim zapachem w płucach.
Szukam cię w oknach,
które nie świecą.
W głosach,
które nie są twoje.
Nie chcę wracać.
Nie mam dokąd.
Bo dom to nie miejsce.
Dom to ty.
A ty już jesteś
czyimś innym pokojem.