#23 grzech — 15.10.2025
Rozkład zaczyna się od spojrzenia.
Nie twojego — lustra.
Odbicie już nie pyta,
czy to jeszcze ja, czy już tylko skóra.
W szpitalu pachnie plastikiem i śmiercią,
ale śmierć tu nie krzyczy.
Ona siedzi w kącie,
w fartuchu, z długopisem,
i wypełnia rubryki:
wiek, płeć, powód.
Ciało to nie świątynia.
To worek na kości,
który trzeba zszyć,
żeby nie wypadały wspomnienia.
Lekarz mówi: „to normalne”.
Jakby normalność była zbrodnią,
którą popełniamy codziennie,
myjąc zęby,
żeby nie czuć smaku końca.
A ja leżę.
Nie śpię.
Nie marzę.
Liczę oddechy,
jakby każdy był ostatnim,
ale żaden nie ma odwagi.