#26 grzech — 26.10.2025
Nie ma karabinu.
Jest długopis.
Zamiast krwi — tusz,
który wypływa z palców,
gdy próbuję napisać, że żyję.
W głowie — okopy.
Myśli chowają się przed światłem,
bo światło to snajper,
który strzela w marzenia.
Zamiast munduru — skóra,
która już nie chroni.
Zamiast rozkazów — rachunki.
Zamiast hymnu — szum lodówki.
Czasem słyszę wybuch —
to tylko serce,
które nie chce już bić rytmicznie,
bo rytm to rozkaz,
a ono chce dezercji.
Na ścianie kalendarz.
Każdy dzień to pole minowe.
Stąpam ostrożnie,
ale i tak wybucham.
Nie ma zwycięstwa.
Jest tylko rozejm na noc.
A rano — znowu marsz,
znowu twarz,
znowu cisza.