#17 grzech — 24.09.2025
Straciłem więcej niż miałem.
Więcej niż pozwalano mi mieć.
Więcej niż ktokolwiek chciał mi dać.
Zabrałem sobie wszystko,
żeby nie zostało nic.
Potem wstałem,
jak trup, który zapomniał umrzeć.
W lustrze nie było mnie —
tylko ślady po paznokciach,
którymi próbowałem się wydrapać z ciała.
Miłość była jak rana,
którą ktoś zszył na ślepo.
Chodziłem z nią po mieście,
jak z psem, który nie zna mojego imienia.
W kościele modliłem się do siebie,
ale nie odpowiadałem.
Bo nie było mnie w sobie.
Byłem tylko echem,
które nie miało komu wrócić.