#16 grzech — 21.09.2025
Idę nią codziennie,
jakby była matką,
która nie chce mnie przytulić,
ale zna mój krok
lepiej niż ja.
Każdy bruk —
to wspomnienie.
Tu wymiotowałem po miłości.
Tam krzyczałem do nieba,
które nie odpowiedziało.
A dalej —
pocałunek,
który miał trwać wieczność,
a trwał do świtu.
Latarnie patrzą na mnie
jak starzy znajomi,
którzy wiedzą,
że nie zrobiłem kariery,
nie znalazłem Boga,
nie przestałem pić.
Ulica nie pyta.
Ulica nie pociesza.
Ulica tylko trwa,
jak blizna,
która nie chce się zagoić.
Czasem myślę,
że gdy umrę,
to właśnie ona mnie pochowa.
Nie w ziemi,
ale w pamięci —
w tym pęknięciu między kamieniami,
gdzie kiedyś zgubiłem siebie.